niedziela, 7 sierpnia 2016

6.

No dobra, udało się - zdążyłam. Nie wiem jak tego dokonałam, ale mniejsza. Ten rozdział kosztował mnie sporo pracy - musiałam na nowo przeczytać biografie Gunsów, ale muszę przyznać, że jestem z niego zadowolona. Może nawey bardzo zadowolona. Tak czy siak czekam na waszą opinię. Jakby ktoś znalazł jakiś błąd to proszę by mnie o tym poinformował.
Enjoy!
--

Obudził mnie dźwięk domofonu. Zaspana spojrzałam na zegar, który stał przy moim łóżku. Dochodziła jedenasta. Zajebiście. Na wpół żywa wstałam i poczłapałam do drzwi wejściowych. Nawet nie spojrzałam przez wizjer, tylko po prostu otworzyłam drzwi chcąc jak najszybciej pozbyć się natręta i powrócić do spania.
Na korytarzu stał uśmiechnięty blondyn, który w ręku trzymał mały bukiecik stokrotek.
Zdębiałam.
Kto to do cholery jasnej był.
Musiałam mieć naprawdę dziwną minę, bo chłopak speszył się  i oblał rumieńcem.
- Ja przepraszam bardzo, że nachodzę o tak wczesnej porze i budzę, ale staram się jak najlepiej wykonywać moje obowiązki. A tak w ogóle to dla Pani – podał mi bukiecik i wbił wzrok w ziemię. Wyglądał teraz jak mały chłopczyk, który po raz pierwszy zaprasza koleżankę na lody. O dziwo nie wyglądało to żałośnie, a po prostu rozczulająco.
- Ale... jakie obowiązki? – przyjrzałam mu się badawczo. Olśniło mnie. To był jeden z członków mojego nowego zespołu. Teraz zaistniała sytuacja nabrała trochę więcej sensu.
- To Pani nic nie wie? – a myślałam, że nie można być bardziej zakłopotanym.
Stwierdziwszy, że blondyn nie jest groźny i nic mi nie zrobi postanowiłam go zaprosić do środka. Z bólem rozstałam się z wizją ciepłego łóżeczka i skierowałam się w stronę kuchni (znaczy najpierw przypadkowo weszłam do łazienki, ale to nieważne) by zaparzyć nam obojgu kawę. Chłopak niepewnie poczłapał za mną.
- Ładnie tu Pani ma.- pochwalił rozglądając się dookoła
Usiedliśmy przy stole i wtedy ponowiłam swoje pytanie. Blondynek opowiedział mi o tym jak to Dave poprosił go aby się mną zaopiekował. Szczerze mówiąc byłam przekonana, że Geffen sobie żartował, ale nie zamierzałam psuć humoru chłopakowi. Opowiadając tę historię był taki podekscytowany – widać było, że potraktował to jako wyróżnienie.
- No i właśnie dlatego postanowiłem, że zorganizuję dla Pani małą wycieczkę.
- Wycieczkę..?
- No tak. Postanowiłem, że pokażę Pani nasze ulubione miejsca i trochę o nas poopowiadam. Chciałem by reszta też z nami pojechała, ale tylko Axlowi spodobał się mój pomysł. Slash i Duff mnie wyśmiali.
- A co z Izzym?
- Z Izzym? Jego nie było. Ale jego często nie ma, więc tak naprawdę nie traktuję go jak członka zespołu. Ale niech Pani nie mówi Axlowi, że tak powiedziałem – zabiłby mnie jakby to usłyszał.
Zaśmiałam się głośno.
- Spokojnie, będę milczeć jak grób. A tak w ogóle mam na imię Arien i byłabym wdzięczna jakbyś tak się do mnie zwracał. W pewnym sensie jestem waszym szefem, ale jednak wolę byście traktowali mnie trochę jak kumpla. To wiele ułatwi.
Chłopak uśmiechnął się szeroko. Polubiłam go. Był taki niewinny i pełen entuzjazmu, że aż robiło mi się ciepło na sercu. Jego infantylność o dziwo nie zrażała mnie, a wręcz przeciwnie – byłam przekonana, że przy nim poczułabym jakbym znowu miała 16 lat i świetlaną przyszłość przed sobą. Podobało mi się to. Cholernie. Ten typ nie musiał robić nic specjalnego, a już sprawiał, że chciało mi się uśmiechać. Biła od niego taka prosta, wręcz prymitywna radość, która brała się z samego faktu, że oddycha i ma możliwość zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb życiowych. Od razu było widać, że nie potrzeba mu było wiele do szczęścia. I to mnie szczerze mówiąc fascynowało. Ale z drugiej strony też przerażało. Bo muzyk nie wyglądał na idiotę, ale tak się zachowywał. Kurwa. Głupio to zabrzmiało. Może inaczej. Obcując z nim miałam wrażenie jakby UDAWAŁ kretyna. Trochę jakby to był jego sposób na walkę z okrutna rzeczywistością. I to było niesamowite.
Plan blondyna całkiem przypadł mi do gustu – zawsze to jakiś sposób bym się zbliżyła chociaż do części zespołu. No i to będzie idealna okazja by porozmawiać z Axlem i spędzić z nim trochę więcej czasu. A na to miałam ogromną ochotę.
Mój pobyt w Los Angeles zapowiadał się naprawdę intrygująco.
- Dobra... Stuart..?
- Mam na imię Steven...
- No właśnie. Poczekaj tu na mnie, a ja w tym czasie wezmę prysznic i ubiorę się. Możemy się tak umówić?
- A mogę włączyć sobie telewizor?
- A rób co chcesz. Tylko niczego nie zepsuj!
- Spokojna głowa szefowo, będę uważał.
Już po chwili chłopak siedział rozwalony na fotelu i wpatrywał się w mały ekranik.
Wzruszyłam ramionami i skierowałam się w stronę łazienki (na szczęście już wiedziałam gdzie ona się znajduje).
Niedługo później już siedzieliśmy w starym, zdezelowanym samochodzie bez dachu. Nie wymagajcie ode mnie znajomości marki – motoryzacja nigdy nie była moją pasją. Prowadził Axl – Steven zwierzył mi się, że próbował zdać prawo jazdy z dziesięć razy, ale nigdy mu się nie udało. W końcu stwierdził, że to nie dla niego i odpuścił. Od tamtej pory albo zdaje się na łaskę Axla albo podróżuje na piechotę.
Nasz pierwszy przystanek znajdował się w zachodniej części hrabstwa Los Angeles – mały, zapleśniały garaż stał  przy Sunset Blvrd. Budynek był naprawdę w opłakanym stanie – wyglądał jakby zaraz miał się zawalić. Ponadto wszędzie dookoła biegały szczury, a za nimi wychudzone koty. Coś paskudnego. Rose zgasił silnik i zaczął opowiadać.
- Izzy przybył do Los Angeles już w ’79 – ja dopiero w ’82. Jak pewnie wiesz życie w tym mieście nie należy do łatwych – minęło wiele czasu zanim Guns N'Roses zaczęło wyglądać tak jak teraz. Stevena, Duffa i Slasha poznaliśmy dopiero dwa lata temu po tym jak Tracii Guns wraz z kolegą wystawił nas tuż przed planowaną trasą w Seattle, którą zorganizowała nam żyrafa. Tour okazał się kompletną klapą i był jedną z najgorszych rzeczy, które w życiu doświadczyłem.
- To było pierdolone piekło – Stevie pokiwał głową dryfując wśród nieprzyjemnych wspomnień.
- Dokładnie. Jednak wydarzenia te sprawiły, że zbliżyliśmy się do siebie, zostaliśmy rodzina. Jedną, Wielką popieprzoną rodziną.
Chłopcy ćmili papierosy i spoglądali mglistym wzrokiem na ruderę. Trwaliśmy tak chwilę w ciszy ogrzewani przez ostre promienie kalifornijskiego słońca.
- Tu sprowadziliśmy się niedługo po zakończeniu trasy. Warunki były gorzej niż fatalne – brak bieżącej wody, prądu i klimatyzacji sprawił, że bardzo szybko znienawidziliśmy to miejsce. Nikt tu kurwa nie chciał nawet nocować. Stąd się właśnie wzięła nazwa tego „Pożal się Boże” domu – Hell House.
- Oj nie było tak tragicznie. Chociaż mieliśmy gdzie spać i grać. To najważniejsze. Zresztą nie było nas stać na nic lepszego.
- To, co działo się w tym przybytku aż ciężko opisać. Nasze życie było wypełnione alkoholem, narkotykami, brudem, seksem i uryną. To było czyste szaleństwo. Orgie były na porządku dziennym – sytuację typu „rozbieraj się albo wypierdalaj” były dla nas normalne. Każdy pieprzył się z każdym, każdy okradał każdego. Byliśmy wiecznie na haju, ciągle łaziliśmy nawaleni. Głośni, obsceniczni, szaleni – tak opisywali nas ludzie.
- Co jak co, ale urządzaliśmy wspaniałe imprezy. Cała ulica huczała jak zaczynaliśmy grać. Ludzie walili drzwiami i oknami. Laski miały mokro jak tylko usłyszały imię któregoś z nas. Zachowywaliśmy się wtedy bardziej jak gang niż zespół – ludzie nas szanowali, bo najzwyczajniej w świecie się nas bali. Byliśmy nieobliczalny, zdolni do wszystkiego. Nie mieliśmy żadnych hamulców. Graliśmy rock n'rolla i kopaliśmy dupska. Odwiedzali nas muzycy z różnych zespołów. Ra..
- Raz nawet zawitał u nas Joe Perry. Izzy był znany z tego, że dileruje najlepszą heroiną w mieście, więc jak tylko Aerosmith odwiedziło LA to Joe od razu udał się do Hell House.
- Zaraz, zaraz – przerwałam Stevenowi – Jak to Izzy dilerował? Axl, o co tu do cholery chodzi? Coś tu się nie trzyma kupy przepraszam bardzo.
Wkurwiłam się. Chłopak słowem nie zająknął się o przeszłości Stradlina. Miałam poświęcić mój cenny czas młodemu, zagubionemu facetowi, a w zamian dostałam starego ćpuna, który słynie na całe Los Angeles z tego, że ma najbardziej zajebisty towar. Wspaniałe.
Rudy westchnął i odpalił nowego papierosa.
- Przez wiele lat Stradlin był dilerem, to prawda. Wszyscy ćpaliśmy na potęgę – byliśmy po prostu bandą meneli o bardzo ambitnych planach na przyszłość. Jakoś rok temu, po jednym z naszych koncertów (chyba w Gazzari), skontaktowała się z nami asystentka Geffena i powiedziała, że jest on zainteresowany współpracą z nami. Byliśmy w chuj podjarani. Nasze nazwiska były co prawda już od dawna znane w Los Angeles, ale nikt jednak nie chciał podjąć ryzyka i spróbować zrobić z nas zespołu z prawdziwego zdarzenia. Dave był pierwszy. Okazało się, że nie będzie kolorowo – facet postawił nam twarde warunki, które musieliśmy spełnić. Bez tego mogliśmy zapomnieć o kontrakcie na którym nam tak cholernie zależało. Od tej pory mieliśmy się ogarnąć – Geffen załatwił nam porządne mieszkanie i zagwarantował wypłacać nam stałe kieszonkowe na podstawowe wydatki taki jakie jak np. Jedzenie. W zamian każdy z nas miał pójść na odwyk. Musieliśmy rzucić narkotyki jeśli chcieliśmy odnieść sukces na scenie muzycznej. Jak to kiedy powiedział mi kiedyś członek Poison – „Czasem trzeba dać dupy, żeby osiągnąć cos w tym biznesie”. I miał racje. Niestety. By dostać kontrakt musieliśmy stępić pazurki i pójść na kompromis. Trzeba było w pewnym sensie dorosnąć.
Zorganizowałem oczywiście naradę i wszyscy przystaliśmy (choć niechętnie) na te warunki. I było dobrze. Udało nam się wyjść na prostą. Myślałem, że już odtąd wszystko pójdzie z górki. No, ale niestety Izzy nie wytrzymał. No i między innymi dlatego zależy mi na tym byś jak najszybciej mu pomogła – jak Geffen się dowie to go wywali na zbity pysk. A on tego nie przeżyje, jestem tego pewien. Zresztą ten zespół bez Stradlina nie będzie już Guns N'Roses, a ledwie jego marną namiastką.
- Nie pierdol. Izzy znowu ćpa? – trybiki w głowie Adlera zaskoczyły i wpatrywał się teraz w Axla z szeroko otwartymi oczami w których widać było czyste przerażenie. – Jak to się kurwa stało. Czemu nikt mi nie powiedział?
- Bo im mniej osób wie o tym debilu tym lepiej. Zresztą z ciebie cholerna papla jest – zaraz byś palnął coś głupiego przy bossie i byłoby po ptakach.
- No coś w tym jest... Dobrze, jednak się nie gniewam – twarz Stevena ponownie rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Wiesz Rose to wiele komplikuje.. – zaczęłam.
- Wiem. I dlatego nie mówiłem - nie chciałem cię zniechęcić. – jego niebieskie tęczówki wypalały mi dziurę w prawym policzku. Ja, niczym nie zrażona, wciąż wpatrywałam się w Hell House trawiąc nowe informację. Złość powoli że mnie spływała i znowu zaczęłam trzeźwo myśleć. Przemknęło mi przez myśl by się wycofać – ale tylko przemknęło. Decyzję już podjęłam i nie zamierzałam jej zmieniać mimo nowych komplikacji.
Lubię wyzwania.
Nie chciałam jednak by Axl był taki mnie pewny – niech się trochę pomęczy. Musi zapamiętać, że mnie się nie okłamuje. I że trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów.
Nie mogąc wyczytać żadnych emocji z mojej twarzy, Rose westchnął i odpalił samochód.
- Pa, pa domku! – szepnął jeszcze Adler.
Ja nie wierzę, że ten facet ma dwadzieścia parę lat.
--
Rudy gnał ulicami LA grubo ponad dozwoloną prędkość. Jazda z nim samochodem nie należała do najprzyjemniejszych – chłopak prowadził bardzoagresywnie, ścinał zakręty i nie przestrzegał przepisów ruchu drogowego. Nasz kolejny przystanek nie znajdował się daleko od Hell House jednak mi wydawało się jakbyśmy jechali już parę godzin – strach sprawił, że czas dla mnie jakby zwolnił. Modliłam się szeptem byśmy tylko dojechali w jednym kawałku kurczowo trzymając się fotela. Steven natomiast leżał rozwalony na tylnej kanapie i relaksował się. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, że jedziemy ponad 80km na godzinę w terenie zabudowanym i że w każdej chwili możemy zginąć.
 Ja naprawdę wpadłam w towarzystwo wariatów.
Zajechaliśmy pod szary, zwyczajny, dwu piętrowy budynek jakich pełno było na obrzeżach Los Angeles. Minęła chwila zanim doszłam do siebie po szaleńczej jeździe Axla. Dla definitywnego uspokojenia rozstrojonych nerwów odpaliłam papierosa. Nie uspokoiło to jednak mojego serca, które wciąż kołotało z zawrotną szybkością.
Rorzejrzałam się dookoła próbując określić, gdzie dokładnie się znajdujemy, ale nie byłam w stanie. Ulica niczym się nie wyróżniała, jej nazwa również nic mi nie mówiła. Wzdłuż obu jej stron znajdowały się dokładnie takie same, nijakie, niskie budynki mieszkalne.
- Tutaj mieszkała nasza pierwsza Pani menager – Vicky Hamilton. To dzięki niej odezwała się do nas sekretarka Geffena.
- Czemu zakończyliście współpracę?
- Boss tak chciał. Taka była umowa – dostajemy kontakt, ale w zamian musimy spełnić pewne warunki. Vicky musiała odejść, bo Dave oznajmił nam, że ma dla nas kogoś lepszego. Nie chcieliśmy się z nią rozstawać – Axl zrobił nawet Wielka burdę w wytwórni, ale to nic nie dało. No prócz tego, że o mały włos a byśmy wylądowali na bruku. Vicky nie przyjęła tej wiadomości zbyt dobrze – zwyzwała nas, a Rudego nawet uderzyła. Parę dni później dostaliśmy wiadomość od jej koleżanki, że wyjechała do Nowego Jorku. – Steve spojrzał na Axla i upewniwszy się, że chłopak nie skupia się na opowieści ściszył głos – Rose bardzo to przeżył. Chyba był w niej zakochany.
- Byłbym wdzięczny jakbyś nie obrabiał mi dupy za plecami, bo nie skończy się to dla ciebie przyjemnie. Capiche?
- Oj Różyczko my tylko...
- Stul pysk!
Oczy Axla płonęły niepokojącym ogniem, a twarz zastygła w wyrazie furii. Atmosfera momentalnie stężała, zrobiło się wręcz groźnie. Czuć było w powietrzu, że wystarczy jeden niewłaściwy ruch, a chłopak wybuchnie i obróci wszystko dookoła w proch. Nigdy nie byłam strachliwą osobą, a w tym momencie oblał mnie zimny pot. W życiu nie widziałam by ktoś był tak wściekły, co było dziwne bo przecież Steven nic takiego nie zrobił. Rose pokazał, że głęboko w nim siedzi coś takiego, co lepiej niech nie ogląda światła dziennego.
Wokalista mierzył jeszcze przez chwilę kolegę morderczym spojrzeniem po czym, jak gdyby nigdy nic, zaczął tłumaczyć dlaczego znajdujemy się akurat w tym miejscu.
- Dwa lata temu zaczęliśmy nagrywać demo by zainteresować nasza działalnością jakąś wytwórnię. Szlo nam całkiem nieźle do momentu, gdy do Sali prób wbiła nam jakaś naćpana Małolata. Laska próbowała zrobić rozpierdol, więc ją wywaliliśmy na zbity pysk. To oczywiste. Parę godzin później wróciła. Wraz z eskortą policyjną. Oskarżyła mnie i Slasha o gwałt. I wtedy zaczęło się... Tajniacy śledzili mnie i resztę zespołu. Byliśmy pod ciągłą obserwacją. Sprawa była naprawdę poważna, bo w LA można pójść siedzieć już za samo podejrzenie, że spało się z nieletnią. A my na dodatek zostaliśmy oskarżeni o gwałt. Nasza kariera została brutalnie zastopowana, a koncerty odwołane. Ja musiałem opuścić Hell House i przez parę tygodni żyłem na ulicach jak zwykły kloszard. Tyle razy wtedy ledwouniknąłem śmierci... O chociażby taka sytuacja – chciałem ukraść trochę chleba z piekarni, ale niestety zostałem przyłapany. Właściciel zaczął mnie gonić z nożem. Cudem mu uciekłem. To był pierdolony koszmar. Koniec końców chłopcy odnaleźli mnie i wybłagali Vicky by mnie ukryła u siebie. Zgodziła się. Niedługo później reszta też się do niej wprowadziła, bo zaczęliśmy być postrzegani jako wyjęci spod prawa, musieliśmy się ukrywać. Te wydarzenia nie dość, że nas do siebie zbliżyły to jeszcze zmieniły – zrozumieliśmy, że musimy bardziej uważać na swoje czyny. Na szczęście suka wycofała zarzuty. Miałem w tym oczywiście swój wkład – tak sponiewierałem w łóżku jej matkę, że wybłagała córkę by wycofała zarzuty.
Rudy puścił do mnie oko, a ja skrzywiłam się zniesmaczona. Bądź co bądź trochę odzwyczaiłam się od tego całego rock n'rollowego życia.
- Wiele jej zawdzięczamy – gdyby nie ona to nie bylibyśmy tymi samymi ludźmi. I będę jej za to wdzięczny do końca życia.
Wypowiedź Rudego nie była skierowana do nikogo z nas. Przyjrzałam mu się dokładnie –  patrzył w dal i rozmyślał. W pewnym momencie jego twarz wykrzywił wyraz bólu i cierpienia. Trwało to ledwie parę sekund, ale jego prawdziwość mnie powaliła. Axl był bestią. Bez dwóch zdań. Ale nie można było powiedzieć, że nie miał uczuć. Wręcz przeciwnie – był wrażliwszy od większości ludzi. Tylko po prostu starannie to ukrywał.
Tymczasem w innej części Los Angeles pewien czarnowłosy chłopak właśnie zaciskał kawałek materiału na swoim ramieniu i napełniał strzykawkę przezroczystym płynem, który znajdował się na małej łyżeczce. Chwilę później twarz muzyka przybrała blogi wyraz, a on sam zanurzył nos w burzy ciemnych loków należącej do nagiej, czarnoskórej dziewczyny kompletnie nieświadomy tego, że ktoś za niego już zdecydował o tym jak ma wyglądać jego dalsze życie.

3 komentarze:

  1. Rozdział świetny, ale odczuwam niedosyt! Pod względem jego długości, bo mogłabym Cię czytać i czytać. Prymitywnie radosny Steven - no aż chce się go przytulić, haha.
    Axl - czyżby zaczynał powoli odsłaniać swoją drugą, hehe, stronę? Strach się bać!
    Arien - chyba jej misja będzie trudniejsza niż mogłoby się zdawać. Teraz i Hudson zaczyna zabawę z dragami? Wspaniale. Pozazdrościć pani manager, pozazdrościć.
    No i co, nie mam się do czego przyczepić.
    Pisz dalej dziewczyno i wrzucaj szybko kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. 28 yr old Dental Hygienist Fonz Bicksteth, hailing from Dolbeau-Mistassini enjoys watching movies like Nömadak TX and Sailing. Took a trip to Ironbridge Gorge and drives a Beretta. jego odpowiedz

    OdpowiedzUsuń
  3. 38 yrs old VP Quality Control Ira Longmuir, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Foraging. Took a trip to Rock Drawings in Valcamonica and drives a Aston Martin DB3S. adres

    OdpowiedzUsuń